sobota, 8 sierpnia 2009

Kehlvin - The Mountain Daylight Time (2006)


Od jakiegoś roku z entuzjazmem zapoznawałem się z wszystkim co miało tylko coś wspólnego ze słowem sludge. Fascynacja Cult of Luna, Callisto, długa przygoda z dyskografią Neurosis, wreszcie ich następcy czyli zespół Minsk, genialna Amenra, Year of No Light czy solidny Time to Burn. Przyszedł jednak czas, kiedy o nowe wydawnictwo na wysokim poziomie w tym gatunku a.d. 2009 niezwykle trudno. Nawet Minsk obniżył loty i choć ich nowa płyta jest świetna, to mimo wszystko liczę na ciekawsze eksperymenty w przyszłości.Odgrzebując starsze płyty natrafiłem na materiał grupy Kehlvin ze Szwajcarii. We Francji w szczególności, ale także w Szwajcarii i Belgii scena zespołów atmosferycznego metal/hardcore, zwanego niechlubnie post-cośtam ma się świetnie. Dlatego oczekiwania miałem duże.

Wydany w 2006 roku "The Mountain Daylight Time" wydaję się być praktycznie kompletnym albumem w gatunku. Większość kompozycji jest dość długa, ale są i numery 2 i 4 minutowe. Jak to w tej muzyce bywa, w kompozycjach dzieje się dużo, albo przynajmniej sporo. Słuchając raz i drugi w końcu jednak powiedziałem stop. Szwajcarom z Kehlvin zdecydowanie brakuje kilku czynników, abym mógł nazwać tę płytę dobrą i słuchać jej z przyjemnością. Złapałem się na tym, że wręcz zmuszałem się aby słuchać tej płyty, która jak się okazuje jest po prostu przeciętna, a momentami niesłychanie nudna. Doskonale jednak wiem, że miłość do muzyki niektórych kapel przychodzi z czasem to jednak w tym przypadku praktycznie jestem pewien, że Kehlvin zaliczyć mogę do rozczarowań, a ich płytę puszczał będę niezwykle rzadko, a wręcz jej unikał.

Mimo kilku momentów i mimo słyszalnych umiejętności Szwajcarzy nie są w stanie przykuć mojej uwagi na tyle abym mógł chociaż przypuszczać, że może za kolejnym przesłuchaniem ich muzyka "mi wejdzie". To jeden z tych albumów, których po prostu chcesz wyłączyć, z myślą o czymś bardziej ciekawym i oryginalnym. A w przypadku sludge'u koniecznie aby zespół potrafił powalić kiedy już zakończy wszelkie wstępy i po prostu zacznie grać ciężko. Niestety na płycie Szwajcarów brak wielu z tych detali, czyniąc ich muzykę mało atrakcyjną.